Recenzja filmu

Rój (2023)
Bartek Bala

Wyspa

"Rój" napędzany jest poprzez swój nieprzenikniony, gęsty klimat wizualny. Ogromna w tym zasługa zdjęć arcyzdolnej młodej operatorki Zuzanny Kernbach, której talent można było dostrzec już w
Wyspa
Jak pisał klasyk: Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób. Ta konkretna, filmowa rodzina postawiła na skrajną wolność i niezależność. Jej członkowie stali się ofiarami własnych fantazji. Fantazji o samowystarczalności i oderwaniu się od wszelkich dobrodziejstw i skaz cywilizacji. Fantazji o założeniu samostanowiącej wspólnoty, która żyje w zgodzie z biorytmem natury. Wspólnoty, która bierze z ekosystemu dokładnie tyle, ile jest im potrzebne do dalszego przetrwania. Nic ponad. Życie na opustoszałej wyspie, poza jakimkolwiek porządkiem technologicznym, napędzane jest patriarchalną dynamiką. Dysponentem wiedzy i władzy jest tutaj postać ojca (Eryk Lubos) i to właśnie w cieniu jego bezlitosnych decyzji rozgrywa się prawdziwy dramat centralnej bohaterki "Roju", czyli matki (Roma Gąsiorowska), a także dwójki ich dzieci.



Kolejna sroga zima stawia pod dużym znakiem zapytania solidarność grupy, a w szczególności więź dorosłej pary. Zmianę postawy kobiety – rosnącą w niej chęć buntu – warunkuje w dużym stopniu jej obecny stan: bohaterka po raz kolejny jest w ciąży, jednak tym razem chciałaby mieć szansę na urodzenie dziecka w bezpiecznych, sanitarnych warunkach, które zwiększą szansę na jego przeżycie. W przeszłości niestety się to nie udawało, co jeszcze bardziej wyalienowało postać matki z samozwańczej wspólnoty.

Wyspy w kinie mają to do siebie, że stają się przestrzenią bardzo symboliczną, umowną wręcz. Takie wrażenie wzmaga także ascetyczny i archaiczny wygląd świata przedstawionego. Bohaterowie są tutaj pewnymi archetypami, a ich filozofia życiowa i postawy drapieżnie zderzają się między sobą. Co tak naprawdę zmusiło tę filmową rodzinę do tak drastycznej zmiany, exodusu społecznego? W jaki sposób udało im się w ogóle dostać na tę wyspę? Przetrwać tam ponad dekadę? Co to za miejsce właściwie? Na te pytania uzyskamy odpowiedź tylko częściowo. Ale nie jest to przeszkoda, aby zaangażować się w posępny, antyczny wręcz klimat tej opowieści.



"Rój" napędzany jest poprzez swój nieprzenikniony, gęsty klimat wizualny. Ogromna w tym zasługa zdjęć arcyzdolnej młodej operatorki Zuzanny Kernbach, której talent można było dostrzec już w krótkim metrażu Jagody Szelc "Taki pejzaż" czy "Lokatorkach" Klary Kochańskiej. Film Bartka Bali lepiej zdefiniować właśnie poprzez tonację niż gatunek. Nastrój, który prowadzi nas nieuchronnie do zmierzenia się z naszą ciemniejszą stroną, obrzydliwością i paradoksami życia. W tym proekologicznym koszmarze bohaterowie tylko pozornie stają się dysponentami wolności. Odrzucając prawidła jednego świata, protagoniści wpadają w sidła nowego systemu, w którym nie ma równości czy akceptacji dla odmienności (w tym odmienności postaw życiowych). O tym rozdarciu Bala opowiada czasem przekonująco i poetycko (właśnie za sprawą implikacji obrazu), a czasami nader sztucznie i zbyt dosłownie (część dialogów w filmie jest niestety bardzo mocno naciągnięta pod tezę i główne motywy tematyczne filmu). Twórcy wychodzą na zwycięskie prowadzenie, kiedy bardziej niż tłumaczyć zasadność tego świata, pozwalają nam poczuć jego bezwzględność, ostre, surowe kontury. Najlepsze sceny w filmie przypadły zresztą w udziale Romie Gąsiorowskiej, która jest najjaśniejszym aktorskim punktem "Roju". Gąsiorowska nie tylko przyciąga uwagę swoim magnetyzmem, aurą. To właśnie ona – w odróżnieniu od reszty aktorów – tworzy najbardziej kompletną postać, w której losy chcemy się angażować. Filmowa matka pracuje na ciszy i alchemii spojrzeń; jest zlepkiem różnych żywiołów; jest aniołem i wiedźmą, człowiekiem i zwierzyną. 



Jedno jest pewne – od czasu "Wieży. Jasny dzień" Jagody Szelc nie było w Polsce filmu, który tak bezkompromisowo podchodziłby do kwestii naszego użytkowania ekosystemu, zasobów naturalnych, przyrody. Filmu stawiającego nas w pozycji kogoś, kto jest bardziej gościem na tej planecie niż jej właścicielem. Kogoś, kto ledwo ma ten świat w leasingu, a i tak spóźnia się ze spłacaniem rat za swoją codzienna wygodę. Za codzienne miejsce do życia. W podejściu reżysera i jego ekipy wyczuwalna jest autentyczna chęć odważnego opowiedzenia się po stronie własnych poglądów i wartości.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones